Pierwszy dzień i przyjemna trasa nad Morskie Oko i Czarny Staw pod Rysami za nami. Pogoda drugiego dnia była trochę gorsza - zapowiadali deszcze i burze, na szczęście temperatura dalej dopisywała. Najbardziej bałam się, że np. w środku trasy złapie nas wichura. Z drugiej strony, w 'domu' przecież siedzieć nie będziemy. Dałam C. do wyboru dwie trasy - tym razem jego decyzją wybraliśmy się szlakiem na Grzesia.
Jeśli więc zastanawiacie się, który szlak wybrać, a szukacie lekkich i łatwych tras w Tatrach - to moją kolejną (i oczywiście sprawdzoną) propozycją jest właśnie szlak na Grzesia. W zasadzie, to szczerze powiedziawszy - w naszym przypadku ze względów m.in. pogodowych miał to być raczej spacer na Polanę Chochołowską, czyli największą polanę w polskiej części Tatr, ale wyszło jak wyszło... :)
Jeśli więc zastanawiacie się, który szlak wybrać, a szukacie lekkich i łatwych tras w Tatrach - to moją kolejną (i oczywiście sprawdzoną) propozycją jest właśnie szlak na Grzesia. W zasadzie, to szczerze powiedziawszy - w naszym przypadku ze względów m.in. pogodowych miał to być raczej spacer na Polanę Chochołowską, czyli największą polanę w polskiej części Tatr, ale wyszło jak wyszło... :)
Łatwe szlaki w Tatrach - idziemy w stronę Polany Chochołowskiej. Docelowo szlak na Grzesia.
Startujemy z Siwej Polany. Trasa w stronę Chochołowskiej: czas dojścia wd. znaków: 1h 40 min, długość: 7,5 km. Leśne chatki (jak to je nazwałam) powitały nas już na samym początku:
Pogoda dopisywała, lekkie zachmurzenie. Szlak, tak jak ten w stronę Morskiego Oka - bardzo prosty. Na początku asfaltem, później po kamieniach. Do Polany Huciska, gdzie kończy się asfalt - można dojechać kolejką. Oczywiście odpłatnie, ale ceny nie pamiętam. Myślę, że jest to całkiem dobre rozwiązanie dla osób, które tego dnia mają w planach jeszcze długą wędrówkę. My bez zastanowienia idziemy pieszo.
Pogoda dopisywała, lekkie zachmurzenie. Szlak, tak jak ten w stronę Morskiego Oka - bardzo prosty. Na początku asfaltem, później po kamieniach. Do Polany Huciska, gdzie kończy się asfalt - można dojechać kolejką. Oczywiście odpłatnie, ale ceny nie pamiętam. Myślę, że jest to całkiem dobre rozwiązanie dla osób, które tego dnia mają w planach jeszcze długą wędrówkę. My bez zastanowienia idziemy pieszo.
Sam szlak przyjemny, aczkolwiek dla mnie widokowo bez rewelacji - dopiero Polana wywarła na mnie wrażenie. Powiem szczerze, że mimo tego, iż trasa była dziecinnie (!) prosta - po poprzednim dniu - moje nogi odmawiały posłuszeństwa i były ociężałe. Właśnie dlatego nasza wędrówka, a w tym wypadku powiedziałabym wręcz spacer - miała zakończyć się w tym miejscu (plus wspomniane wcześniej niekorzystne prognozy pogody).
Dodam jeszcze, że jeśli macie ochotę, to z Polany Chochołowskiej można w bardzo krótkim czasie dojść do Kaplicy Św. Jana Chrzciciela (ok. 5 minut czarnym szlakiem). Co ciekawe, powstała ona na potrzeby serialu Janosik w 1960 r. My odpuściliśmy.
Patrząc w stronę Kaplicy - naszym oczom ukazują się również Mnichy Chochołowskie (zobacz poniższe zdjęcie):
Szlak do Kaplicy Jana Chrzciciela, która znajduję się przy granicy lasu |
Siedliśmy przed Schroniskiem na herbatę i przekąski, po czym stwierdziłam, że kurcze - młoda godzina, to może podejdziemy chociaż kawałek szlakiem na Grzesia i najwyżej zaraz zawrócimy, bo na szczyt to ja na pewno nie dam rady wejść... i tak to się zaczęło :).
Szlak na Grzesia - Tatry dla początkujących
Z Polany Chochołowskiej na Grzesia prowadzi szlak żółty, czas przejścia wd. znaków: 1h 10 min. Pogoda średnia, ale przecież płaszcze przeciwdeszczowe kupione, a z cukru nie jesteśmy. Nawet jakiś Pan obok nas opowiadał, że musiał dzisiaj zrezygnować ze szlaku, który obrał początkowo, bo złapała go ulewa. Tutaj na razie nic nie zapowiadało burzy, ale jak to w górach - wszystko się może zdarzyć. No to ruszamy.
Trasa od początku biegnie pod górę. Pierwszy odcinek - przejście po błocie i praktycznie wodzie (maj 2017), dalej cały czas lasem. Zwiększa się nachylenie zbocza. Poza samym szczytem - według mnie najfajniejszy jest odcinek końcowy, gdy wychodzimy z lasu i idziemy wąską ścieżką wśród kosodrzewiny. Poza tym, że jest to trasa dość męcząca (cały czas pod górę), nie napotkacie tam żadnych "kłopotów".
Z tego szlaku jestem najbardziej dumna, bo autentycznie pokonywałam samą siebie i finalnie doszłam aż na szczyt i to w czasie krótszym niż na znakach. Wiem, że dla dużej części osób wejście na Grzesia to spacerek - no bo przecież to trasa dla początkujących, ale przede wszystkim ze względu na zmęczenie nóg dniem poprzednim - było mi dość ciężko. Jak schowałam aparat przy Schronisku, tak wyjęłam go dopiero na odcinku z kosodrzewiną.
Spacer wąską ścieżką wśród kosodrzewiny zwiastuje, że jesteśmy blisko celu |
A, całkiem zapomniałam – zgadnijcie kogo spotkaliśmy zbiegającego ze szczytu :) ... Justynę Kowalczyk. Byłam tak skupiona na pokonywaniu siebie, że tylko gdzieś tam mi mignął fakt, że to chyba znana kobieta, bo grupa dziewczyn (z którymi swoją droga nawzajem co chwila się wyprzedzaliśmy) - stanęła i robiła sobie z nią zdjęcie. Dopiero popijając herbatę na Grzesiu - dziewczyny uświadomiły mi, że to była J. Kowalczyk .
Pierwszy kadr ze szczytu. |
Widoki z Grzesia zrekompensowały wszystko! Żadne zdjęcia tego nie oddadzą, szczególnie, że było szaro-buro. Sesja zdjęciowa zaliczona, energia wróciła, pogoda coraz gorsza - schodzimy, a raczej wręcz zbiegamy skacząc z kamienia na kamień, bo tak było łatwiej :)
Sesja zdjęciowa w toku, a nad nami coraz bardziej się chmurzy |
Szybki posiłek, a w tle jeden z wierzchołków Grzesia (na drugim właśnie jesteśmy) |
Deszcz złapał nas dopiero na Polanie Chochołowskiej, ale nie było to nic wielkiego i rozeszło się dość szybko. Na parkingu (już będąc w aucie) zobaczyliśmy, że niebo jest coraz bardziej czarne, więc chyba nam się udało. Tak oto dobiegła końca moja druga tatrzańska przygoda. Na koniec łapcie jeszcze trochę zdjęć i kilka informacji o samym Grzesiu.
Jak odpoczynek, to odpoczynek! |
Jeśli pogoda będzie dopisywała i będziecie mieć jeszcze siły - polecam udać się jeszcze na Rakoń i ew. Wołowiec, bo trasa (nawet przy dużym zachmurzeniu) prezentuje się imponująco:
Tatry Zachodnie, Grześ - informacje podstawowe
- 1653 m.n.p.m, szczyt dwuwierzchołkowy;
- przez jego grzbiet biegnie granica polsko-słowacka, uważajcie na telefony - mogą przełączyć się na roaming;
- z Grzesia możecie podziwiać piękną panoramę;
- nazwa Grześ oznacza grzędę lub grzbiet w gwarze góralskiej;
- krzyż, który postawiony został na szczycie w 1992 r. - ma upamiętniać konspiracyjne spotkania działaczy z Polski i Słowacji.
Z jednego z wierzchołków podziwiać można Dolinę Chochołowską, z której wyruszaliśmy |
Dajcie znać jeśli wędrówkę na Grzesia macie za sobą - jakie są Wasze wrażenia? Ja szlak na Grzesia polecam wszystkim, bo widoki są naprawdę fajne, a i tłumów na trasie brak brak.
A może ktoś z Was ma jakąś ulubioną trasę w Tatrach, która będzie idealna dla początkujących - jeśli tak, to z niecierpliwością czekam na sugestie :)!
- trasy na Halę Gąsienicową,
- trasy nad Czarny Staw Gąsienicowy,
- trasy nad Morskie Oko i dalej Czarny Staw pod Rysami,
- widokowej trasy na Kopę Kondracką,
- trasy w Dolinie Kościeliskiej - Smocza Jama, Jaskinia Mylna i takie tam...
...zapraszam do pozostałych tatrzańskich wpisów! (na górze w menu macie spis) :)
Ściskam,
Dyrdymała
Może Sarnia Skała? Wyjść można z Kuźnic i zrobić ją na szybko :) Dla mnie to właśnie była alternatywa po zmęczeniu dnia wcześniejszego i padającym deszczu :/
OdpowiedzUsuńSarnia Skała - zdecydowanie tak! :) Nawet polecała mi ją ostatnio znajoma, więc jest już dwa głosy - dzięki :). Na pewno się tam wybierzemy przy kolejnej górskiej wyprawie.
UsuńNigdy nie byłam w Tatrach, tylko w Bieszczadach, ale tam też zdobywaliśmy szczyty :) Do Tatr też chcielibyśmy pojechać. Kto wie, może kiedyś się uda :)
OdpowiedzUsuńO widzisz, ja zakochałam się w Tatrach, ale mam nadzieję, że i na Bieszczady przyjdzie pora. To trzymam kciuki, żeby się udało :)
UsuńKocham Tatry! Zawsze docierałam tylko do Morskiego Oka, ale mam nadzieję, że w końcu przyjdzie czas, by wybrać się gdzieś dalej! Przepiękne widoki!
OdpowiedzUsuńZdecydowanie polecam wybrać się dalej - widoki rekompensują cały "wysiłek" :). Z Morskiego Oka polecam trasę nad Czarny Staw pod Rysami, o którym pisałam poprzednio. Widoki cudo! :)
UsuńWspaniale, że trafiam na blog, gdzie się ''górsko dzieje'' !
OdpowiedzUsuńMam trasę na Grzesia za sobą... jakoś średnio kilkanaście razy zdarzyło mi się być na Chochołowskiej, a na Grzesiu ''okazyjnie'' - głównie zimą - wtedy jest znacznie ciężej, niż latem i nawet ta ''dziecinnie prosta'' droga do Chochołowskiej potrafi dać w kość w mocnym śniegu.
Moje spostrzeżenia są takie , że na Grzesia warto pójść głównie wiosną, podczas, gdy panują wizualnie ''alaskańskie warunki'' w górach, część śniegu się wytapia, a część (spora część) nadal zalega. Wtedy widok z Grzesia jest najbardziej zniewalający z wszystkich możliwych innych pór roku, ponieważ śnieg wydobywa w słońcu bardzo ładnie wszystkie kolejne pasma Tatr Zachodnich i Wysokich. Wygląda to chwilami jak Alpy. Bez jaj! :-)
To taka moja ciekawostka odnośnie Grzesia...
Poza tym - bardzo fajnie, rzetelnie opisana trasa. Myślę, że nic więcej dorzucać nie trzeba, bo ktoś kto będzie chciał spróbować swoich sił pierwszy raz i skorzysta z Twojej sugestii - będzie zadowolony! :-)
Buziaki Górska Duszo!
To widzę mamy tu górską wyjadaczkę - ekstra :)! Mój pierwszy raz w Tatrach miał miejsce w listopadzie - m.in. trasa na Halę Gąsienicową, śniegu było mnóstwo (wręcz zima pełną parą). Muszę przyznać, że rzeczywiście - ośnieżone szczyty to istna magia, więc wcale się nie dziwię, że na Grzesia wybierasz się głównie właśnie tą porą roku.
UsuńŚciskam Górska Wyjadaczko :)
Grzesia za każdym razem jakoś odpuszczamy, ale na Polanę Chochołowską wybieramy się co roku na krokusy :) Chyba pora wybrać się tam również i w bardziej wakacyjnej porze. Może nawet tego lata? Dla takich widoków warto :)
OdpowiedzUsuńJa na krokusach nie byłam, bo jakoś przeraziły mnie tłumy, ale pewnie wszystko przede mną :). Grzesia polecam z całego serca, ale i sama Polana jest przecież świetna. Oj warto, warto ;)!
UsuńDzięki za propozycję, choć sam bardziej preferuję Bieszczady to jest to opcja do rozważenia zwłaszcza, że nie jest to chyba zbytnio uczęszczane miejsce. ;)
OdpowiedzUsuńJak szukasz szlaków, na których nie ma "dzikich tłumów" - to myślę, że Grześ byłby idealny, zachęcam. Chyba, że mieliśmy jakieś szczęście ;).
UsuńNiezmiennie Tatry są na szczycie w mojej klasyfikacji ale z racji mieszkania we Wrocławiu częściej bywam w Karkonoszach. Za tydzień wybieramy się ze znajomymi na przejście granią od Śnieżki aż po Szrenicę. Do zobaczenia na szlakach!
OdpowiedzUsuńMnie za to w Karkonoszach jeszcze nie było (wszystko przede mną). Generalnie w Tatrach zakochałam się dość niedawno, bo w listopadzie, więc jestem na początku mojej górskiej drogi. Udanej wyprawy i być może do zobaczenia któregoś dnia :) !
UsuńNiesamowicie zatęskniłam. Kiedyś radością była Dolina Pięciu Stawów, a teraz leżymy na plaży. Może to wynika z posiadanego potomstwa? Lenistwo? Jak pisałam na fejsie - trzeba się ruszyć, a szlak na Grzesia byłby idealny.
OdpowiedzUsuńPlaża też nie jest zła! :) Skoro kiedyś była radość, to może teraz byłaby jeszcze większa, bo w dodatku powrócą wspomnienia? Nie wiem co prawda w jakim wieku jest potomstwo, ale na wielu szlakach maszerują rodzice z dzieciakami, a w Dolinach to nawet z wózkami/nosidełkami. Chcieć to móc, a ja gorąco zachęcam!
UsuńDziękuję za wpis, bo ja jestem właśnie z "gatunku" kochających lżejsze trasy:) Grześ brzmi interesująco:)
OdpowiedzUsuńTo myślę, że byśmy się dogadały, bo ja aktualnie podejmuję w Tatrach tylko szlaki dla początkujących :). Kto wie, może kiedyś porwę się na coś trudniejszego, ale chwilowo zostanę przy szlakach takich jak np. Grześ.
UsuńO matko, co za widoki, co za zdjęcia bym stamtąd przywiozła! Nie wiem jak to się stało, że jeszcze nie byłam w Tatrach. :D Wstyd jak nie wiem co. Nie wiem, czy zdążę to nadrobić jeszcze w tym roku, ale jak już się tam znajdę, to chyba będę płakała z zachwytu nad pięknymi widokami. <3
OdpowiedzUsuńPiękne foty!
W takim razie ja też nie wiem, ale myślę, że najwyższy czas to zmienić :)! Dla fotografa Tatry to istny raj - myślę, że cały czas miałabyś aparat w ręku i nie chciałabyś go za żadne skarby wypuścić.
UsuńJakie piękne widoki! Aż mi się zamarzyło pojechać w Tatry!
OdpowiedzUsuńOj tak, Tatry są cudowne, a marzenia są od tego, żeby je spełniać :)
UsuńGrześ jest w naszych najbliższych planach :) A swoim wpisem i zdjęciami jeszcze bardziej przekonałaś, że warto :)
OdpowiedzUsuńW takim razie niezmiernie mi miło :)! Daj znać po powrocie jak Twoje wrażenia i jakie inne szlaki udało się zaliczyć.
UsuńGratuluje świetnego bloga.
OdpowiedzUsuńChętnie podejmę z Tobą współpracę.
Proszę o kontakt na maila:
info@paywin.pl
Bardzo dziękuję ;)
UsuńAz dech zapiera .. Marzę,żeby w końcu zabrać moje dziewczyny w góry.
OdpowiedzUsuńNie ma na co czekać - marzenia się spełniają :)! Trzymam kciuki, żeby się udało.
UsuńWłaśnie wróciliśmy z weekendowego wypadu w Tatry. Też byliśmy nad Morskim Okiem - ale na dalsze górskie wyprawy i zdobywanie szczytów zdecydujemy się dopiero jak nasz synek trochę podrośnie :)
OdpowiedzUsuńSuper :)! Pewnie, za kilka lat tatrzańskie szczyty są Wasze!
UsuńTo chyba trasa dla mnie. Mimo bardzo aktywnego trybu życia, w górach szybko "odpadam".
OdpowiedzUsuńTak, myślę, że trasa na Grzesia byłaby idealna i pewnie chciałabyś "więcej" :).
UsuńPrzeszedłem prawie całe Tatry po polskiej i słowackiej stronie, ale nigdy nie byłem na Grzesiu. Zawsze, gdy tam się wybierałem, następowało solidne załamanie pogody. A szkoda, bo patrząc na zdjęcia, to bardzo ładny szlak...
OdpowiedzUsuńCzyli tatrzański bilans masz całkiem niezły :). O widzisz, to nie odpuszczaj - musisz wybrać się też na Grzesia! Przyjemna i lekka trasa + świetne widoki gwarantowane.
Usuń