Czołem w Nowym Roku!
Obiecałam sobie, że ten wpis dodam jeszcze w 2016 - nie do końca mi to wyszło, aczkolwiek muszę powiedzieć, że większa jego część powstała jeszcze przedwczoraj. Nie ma co marudzić - biorę się do roboty! Dziś zabieram Was na dalszy spacer po Dolinie Kościeliskiej. Dowiecie się, który odcinek trasy okrzyknęłam moim ulubionym i dlaczego w Tatrach warto pamiętać o latarce.
W poprzednim wpisie, w którym to opisałam część pierwszą naszej wędrówki po Dolinie Kościeliskiej i nasze przygody z Jaskinią Mylną - obiecałam też więcej zdjęć z samej Doliny. Słowa dotrzymam:
(żeby było łatwiej: od lewej: C., P. i K.) |
Kontynuując nasz spacer - po wróceniu ta trasę główną (dla zapominalskich: zeszliśmy z J. Mylnej) - idziemy, idziemy i w końcu dochodzimy do Schroniska na Hali Ornak, gdzie nasza trasa dobiega końca, więc uznaję, że to odpowiedni moment, żeby to uczcić pozując z C. do zdjęcia:
Poustawiane w całej Dolinie ławeczki i stoliki to świetny pomysł - turyści mogą w pięknych okolicznościach przyrody cieszyć się posiłkiem czy po prostu rozkoszować się chwilą relaksu.
W drodze powrotnej planowaliśmy po raz kolejny zboczyć z trasy - tym razem na Wąwóz Kraków, który uważany jest za najpiękniejszy wąwóz skalny Tatr Zachodnich . Zdjęć z aparatu brak (całkowicie się rozładował) - posiłkowaliśmy się telefonami, więc musicie wybaczyć mi jakość zdjęć poniżej.
Co warto zobaczyć w Dolinie Kościeliskiej - Wąwóz Kraków
We wpisie "pierwszy wyjazd w Tatry - jak się przygotować" - wspominałam o nieprzygotowaniu się pewnej rodziny z dzieckiem, która musiała zawrócić (mimo, że trasa była jednokierunkowa), bo robiło się zbyt ciężko. Zaraz zobaczycie o co chodziło.
Początkowy odcinek prowadzi nas między górami - dość wąskim kanionem skalnym. Podłoże w całości pokryte jest kamieniami i gałęziami. Potem dochodzimy do miejsca, w którym trzeba wspiąć się po ustawionej pionowo metalowej drabinie (już wiem, że będzie moc!). Mam rację - na drabinie się nie kończy, bo zaraz za nią jest strome podejście z łańcuchami.
Smocza Jama, czyli podejście z wieloma atrakcjami
Po raz kolejny to nie koniec, bowiem dochodzimy do jaskini, a konkretniej do Smoczej Jamy. Dalszą część trasy można pokonać na dwa sposoby - po łańcuchach dookoła (omijając w ten sposób Smoczą Jamę), bądź bezpośrednio przez jej środek, czemu również towarzyszą łańcuchy. Bez wahania za większą "atrakcję" uznajemy opcję nr 2.
Jak już się pewnie domyślacie - odcinek od momentu wejścia na drabinę do przejścia przez Smoczą Jamę - to zdecydowanie mój ulubiony fragment naszego spaceru po Kościeliskiej.
Pod Jaskinią spotkamy dwójkę turystów, którzy mówią nam, że nie wiedzą, co dalej robić. Przez jaskinię nie przejdą, bo nie mają własnego światła - obeszli więc Smoczą Jamę na około po łańcuchach, ale dalej nie ma żadnych śladów, więc nie wiedzą gdzie iść.
Za nami szło dodatkowo 3 czy 4 osoby. Uzbierała się spora grupa. Okazało się, że na nas wszystkich mamy tylko jedną latarkę, a konkretniej telefon. Zaczęła się współpraca - to lubię! Telefon wędrował z rąk do rąk i każdy komuś świecił, żeby umożliwić mu wspięcie się po łańcuchach.
Nie byłabym sobą, gdybym nie wspomniała o P. Moja rola w jaskini nie kończyła się na wspinaniu czy świeceniu latarką, bo dodatkowo musiałam ratować naszą P. Jedną ręką trzymając się łańcucha - wysadzałam ją do góry, bo nie mogła się wspiąć. K., która przeszła pierwsza (P. szła między nami) miała podobno niezły ubaw widząc całą sytuację. Za każdym razem, gdy patrzę na poniższe zdjęcie - uśmiech nie znika mi z twarzy:
Pod Jaskinią spotkamy dwójkę turystów, którzy mówią nam, że nie wiedzą, co dalej robić. Przez jaskinię nie przejdą, bo nie mają własnego światła - obeszli więc Smoczą Jamę na około po łańcuchach, ale dalej nie ma żadnych śladów, więc nie wiedzą gdzie iść.
Za nami szło dodatkowo 3 czy 4 osoby. Uzbierała się spora grupa. Okazało się, że na nas wszystkich mamy tylko jedną latarkę, a konkretniej telefon. Zaczęła się współpraca - to lubię! Telefon wędrował z rąk do rąk i każdy komuś świecił, żeby umożliwić mu wspięcie się po łańcuchach.
Nie byłabym sobą, gdybym nie wspomniała o P. Moja rola w jaskini nie kończyła się na wspinaniu czy świeceniu latarką, bo dodatkowo musiałam ratować naszą P. Jedną ręką trzymając się łańcucha - wysadzałam ją do góry, bo nie mogła się wspiąć. K., która przeszła pierwsza (P. szła między nami) miała podobno niezły ubaw widząc całą sytuację. Za każdym razem, gdy patrzę na poniższe zdjęcie - uśmiech nie znika mi z twarzy:
Okazało się, że rzeczywiście za Smoczą Jamą ślady są zasypane, ale na szczęście mniej więcej wiemy gdzie iść - ośnieżoną polaną w dół (Polana Pisana). To była już końcówka tej trasy, którą finalnie dochodzimy z powrotem do Doliny Kościeliskiej.
Tak oto zakończyła się nasza tatrzańska rozgrzewka w Dolinie Kościeliskiej. Drugiego dnia poprzeczka poszła lekko w górę, ale o tym następnym razem.
Przy okazji życzę Wam, żeby rok 2017 był pełen uśmiechu i radości
... no i wielu podróży!
... no i wielu podróży!
A jeśli macie ochotę zobaczyć jak wygląda moje podsumowanie 2016 - zapraszam na facebook`a.
Dyrdymała.
W okolicach tych bywała głównie jako dziecko, później już jako dorosła kobieta wracałam w te okolice parę razy. Mam ogromny sentyment do całych Tatr, jak i do tatrzańskich dolin :)
OdpowiedzUsuńA masz jakiś ulubiony szlak?
UsuńByłam latem w Wąwozie Kraków, a i tak zaskoczyły mnie warunki. Tego dnia akurat miałyśmy dzień relaksu - spacer w adidaskach po Dolinie Kościeliskiej itp. No i postanowiłyśmy zajrzeć do Wąwozu - a tam klamry, łańcuchy i było trochę stresu ;) Ale fajny to szlak :)
OdpowiedzUsuńOj faaaaajny, właśnie te klamry i łańcuchy to dla mnie mega pozytywne zaskoczenie - zawsze jakaś dodatkowa "atrakcja" !
UsuńDolina Kościeliska to moje ulubione miejsce w polskich górach. A wszystko dzięki sentymentowi i pierwszej wyprawie w góry za dzieciaka z rodzicami, oczywiście zimą :)
OdpowiedzUsuńEkstra :). Ja też pewnie będę miała ten sentyment, bo to był mój pierwszy raz w Tatrach.
UsuńAż sama nabrałam ochoty wybrać się tam na spacer :)
OdpowiedzUsuńByłem kilka lat temu w Wąwozie Kraków latem, też zrobił na mnie wielkie wrażenie. Świetne miejsce w Tatrach.
OdpowiedzUsuńOj tak! Właśnie chętnie wybrałabym się tam jeszcze latem, gdy wszystko będzie zielone.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJest i Wąwóz Kraków :) fajne zdjęcia. Drugiego dnia w górę czyli co Ornak? :)
OdpowiedzUsuńNo, przynajmniej tym razem PUDŁO :)
UsuńWieki mnie tam nie było ;) Choć ja wolę poczekać na cieplejsze dni ;)
OdpowiedzUsuńTrochę obawiałam się tej pogody, ale było pięknie i zakochałam się w Tatrach :). Chociaż na kwiecień/maj w górach też mam ochotę.
UsuńW Tatrach jeszcze nie udało mi się być. Co roku obiecuję sobie, że właśnie tam pojadę :) Powiem też, że nigdy jeszcze nie widziałam zdjęć z Tatr w zimowej szacie!
OdpowiedzUsuńW końcu trzeba zrealizować obietnicę i pojechać - ja gorąco polecam! Powiem szczerze, że byłam trochę sceptycznie nastawiona, a teraz już myślę o kolejnym górskim wyjeździe (no tak za kilka miesięcy) :).
UsuńMagicznie to wygląda!
OdpowiedzUsuńUwielbiam góry! W Dolinie Kościeliskej byliśmy latem. Z dziećmi nie dało sie za bardzo poszaleć, ale i tak byłam szczęśliwa. Miłe wspomnienia ożyły...
OdpowiedzUsuńEkstra! Trochę podrosną i już będzie można "szaleć" :)
UsuńW ostatnim tygodniu grudnia byłam w Dolinie Kościeliska. Najbardziej utkwiła mi w pamięci szarlotka zjedzona w schronisku;). A tak serio, to widoki zapierające dech. Dolina jest tak samo piekna zimą jak i latem.
OdpowiedzUsuńAaale mam teraz smaka na szarlotkę :)! Ja jeszcze latem nie miałam okazji jej zobaczyć, ale zimą zrobiła na mnie spore wrażenie. Szczyty gór pokryte śniegiem - coś cudownego!
UsuńKocham Tatry i bardzo tęsknię za naszymi Polskimi górami. Mieszkam w Ekwadorze i tutaj nie jest tak prosto się wybrać w góry, bo niebezpiecznie, bo trzeba z grupą, bo przewodnik, bo bez nie wolno... Piękne zdjęcia i super, że zima nie jest przeszkodą!
OdpowiedzUsuńOoo, jak egzotycznie! :) Zawsze pozostaje opcja wybrania się na urlop do Polski i odwiedzenia np. naszych Tatr. Chociaż zdaję sobie sprawę, że nie zawsze jest to takie proste.
UsuńBylam I maszerowalam tam jakies 10 lat temu na wiosne, wiec byly piekne krokusy dookola. Cudownie! Uwielbiam ludyi z pasja!
OdpowiedzUsuńWłaśnie na te krokusy czaję się w tym roku :) !
UsuńWow, można się poczuć zupełnie tak, jakby się tam było. Wstyd się przyznać, ale moje jedyne osiągnięcia "górskie" to Kasprowy Wierch i Smerek w Bieszczadach. Podziwiam prawdziwych podróżników, takich jak Ty. Twój wpis jest cenny też dla tych, którzy dopiero planują podróż w tamtą okolicę - pokazuje, czego można się spodziewać.
OdpowiedzUsuńO, Smerek był pierwszym "szczytem", który zdobyłam i bez bicia przyznaję, że były momenty, że marudziłam i chciałam zawracać! Ja też jeśli chodzi o takie wyprawy - jestem początkująca. W zasadzie po Smerku na kolejny raz w górach skusiłam się dopiero teraz, tzn. w listopadzie. To był mój pierwszy raz na tatrzańskich szlakach i już wiem, że z pewnością tam wrócę, bo ten wypad sprawił, że zakochałam się w górach.
UsuńRazu pewnego w Smoczej Jamie zgubiłbym swoją drugą połówkę (tak wiem, tam się nie idzie zgubić). W piątek pakuję tobołki i jadę ponownie, oby pogoda się wyklarowała, bo w telewizji straszą. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Damian
Hahah, no to nieźle! Rozumiem, że adrenalina była :)? Ooo zazdroszczę, chociaż rzeczywiście - prognozy nie są sprzyjające. Trzymam kciuki, żeby wyjazd się udał! :) Pozdrawiam.
Usuń